Jestem nieleglaną podróżniczką w czasie? Zostałam tu siłą zaciągnięta przez Kagamine. Czułam się okropnie, na dodatek ciągle drżałam. Thor krzyknął do swojego brata.
-Loki prosze skończ z tym, niczego w ten sposób nie osiągniesz.
-Nic nie mów, zawsze miałeś podane wszystko na tacy...
Przestałam słuchać, Wasp podleciała do mnie i próbowala mnie uwolnić niestety ten debil to zauważył. Od razu chwycił Janet zmuszając ją do powiększenia się. Próbowałam coś zrobić, skupił sie na niej i mogłam wstać. Otworzył coś co wyglądało jak portale z legend. Chwycił ją i próbował wrzucić ją do tego. Chwyciła katanę i podbiegłam. Bardzo wolno, niestety nie zauważyłam jak podstawia mi nogę i sama wpadłam do tego portalu. Wszedł za mna razem z Janet. Rzucała sie na wszystkie strony i próbowała wydostać. Loki uderzył ją w głowe na chwile uspokajając. Pokój w którym sie znalazłyśmy był cały z drewna były tu figurki drewniane krzesło misternie rzeźbione. Dębowe biurko i szafa. A po środku dużo hebanowe łózko z purpurową pościelą. Nie lubię takiego przepychy, rozpieszcza ludzi i nie wychodzi na dobre. Janet klęczła obok mnie a ja próbowałam usiąść. Będzie zabawnie. Loki zabrał mi katanę i połozył na łóżko. od mojego pasa odpiął też wachlarze. Wypowiedział kilka słow i byłyśmy skute łańcuchami. Janet była przerażona, on wyszdł gdzieś na chwile więc się spytałam:
-Janet kto to do cholery jest?
-To Loki brat thora, adoptowany ale mu tego nie mów bo się wścieknie, zwykle mści sie na swoimbracie, jeśli tu jesteśmy znaczy że czegoś od nas chce.-mówiła szeptem.
-Ale czego może od nas chcieć, nieważne. Jakie ma zdolności i jak można go pokonać?
-Nie da sie go pokonać w dwójkę, jest zbyt potężny. Włada magią, jego moc ogranicz tylko jego wyobraźnia.Tylko jego ojciec- Odnyn, dał rade go pokonać, miał być wygnany.
-Nie ma nikogo kogo można pokonać.
-Saya może w twoich czasach ale teraz musimy czekać na pomoc i robić co nam każe.
-To że zostałam wychowana w posłuszeństwie nie znaczy że będę słuchać takiego imbecyla!
-Ale musisz... cicho idzie tu.
Rzeczywiście po chwili wszedł, spojrzał na mnie i zrobił kilka gestów i w jego ręce znalzła sie moja harmonijka. Szarpnęłam sięi warknęłam.
-Oddaj to!!
Moje oczy zrobiły się zielone, lecz Loki podszedł do mnie i chwycił za rękę. Poczułam ogromny ból, i upadłam.
-Nie wiesz nawet do czego służy ta harmonijka? Musisz być albo głupia albo jeszcze cie tego nie nauczyli.-Zakpił soie ze mnie.
-Nie zdążyli powiedzieć, zostali rozstrzelani przez wojowników z przyszłości.
-Jesteś naprawdę niedouczona... Ta harmonijka służy do przywołania swojego smoka, one niestety nie żyją ale są różne melodie, do różnych przyjaciół.
-Czyli że...
-Możesz tym wzywać pomoc, ale trzeba znać melodie.
-Wiesz że wcześniej tego nie wiedziałam.
-Teraz wiesz.
Rzucił harmonijkę obok reszty moich rzeczy. Wierciłam się i próbowałam uwolnić. Loki podszedł do Janet, bała sie go. Dotknął jej czoła i mamrotał jakieś słowa. Osa wyglądała jakby była zahipnotyzowana. Po pięciu minutach czarnowłosy westchnął i wstał.
-Twoje wspomnienia są ni nie warte.
Przeglądał jej pamięć, pewnie szukał jakiś słabości mścicieli. Wystraszyłam się, już nie jesteśmy mu potrebne, w jej pamięci było dużo mnie, z ostatniego tygodnia więc wie że ja te nie jestem mu przydatna. Spojrzał na nas i na chwile wyszedł. Ocuciłam trochę Janet, ona już rozbudzona spytała co sie działo. Powiedziałam że tylko coś przy niej kombinował. Po chwili wrócił z jakąś włócznią z kryształem. Janet sie jej wystraszyła, musiala coś znaczyć. Zaświeciła sie na fioletowo.
-Nie jesteście mi juz potrzebne.
Bałam się, ale nie o własne życie, i tak już nie powinnam żyć. Bałam się o Janet. I tak nie powinnam żyć.
-Stój!
-O co ci chodzi?
-Nie zabijaj jej.
-Czemu to?
-A jesli dam ci coś cenniejszego to wykupie jej wolność?
Spojrzał pogardliwie na moje rzeczy i powiedział.
-Nic takiego nie mam.
-Oddam moją służbe tobie.
Jego laska zgasła wydawał sie zaciekawiony. Wasp chciala krzyczeć ale zgromiłam ją wzrokiem.
-Kontynuuj.
-Będę ci służyć, jak najemnik, ale nigdy nie uciekne nawet jak będą mnie próbowali ratować, bedę wykonywała wszystkie twoje rozkazy.Będę twoją niewolnicą.
-Skąd mam mieć pewność że nie uciekniesz.
-Przysięga krwi, dopóki nie nie wypuścisz będę trwała przy tobie ale w zamian wypuścisz Janet do domu.
środa, 26 grudnia 2012
piątek, 23 listopada 2012
6. Już się pogubiłam i moja wścieklica.
Zasnęłam dość szybko. Widziałam znowu tego człowieka. Miałam
skute ręce. Zdążyłam zapamiętać tylko jego nazwisko. To Kagamine. Wiem już kogo
szukam i kto jest za to odpowiedzialny. Obudziłam się. Zorientowałam sie że
zaciskam dłonie w pięści. Uspokoiłam się. Spostrzegłam że cała pościel jak i
moje ubranie jest w krwi. Poszukałam apteczki i zaczęłam zaszywać rany,
ugryzłam sie w wargi, by nie krzyczeć. W ustach miałam metaliczny posmak krwi.
Wąska stróżka spłynęła mi po wardze a później po podbródku. Skończyłam zszywać,
piekło niemiłosiernie. Przebrałam się, pościel i ubrania wyrzuciłam by pozbyć
sie dowodów. Zabrałam swoją katne i zaczęłam ją czyścic z zakrzepniętej krwi
Wiecznego. Była szósta rano, jeszcze chyba nikt nie wstał, przebrałam się się w
czarną koszule na guziki, z krótkim rękawami i czerwone rybaczki. ubrałam do
tego czarne baleriny. Włosy spięłam jak zawsze w kok. Byłam jeszcze
poddenerwowana nocną walką, myślałam o tym Wiecznym. Nie mogłam zapomnieć o tym
jak zabijał człowieka. Kiedy doprowadziłam wszystko do stanu, że wyglądało
jakby nigdy nic, zeszłam na dół. Była dziewiąta i wszyscy już siedzieli w
salonie lub, chodzili po bazie. Poszłam do kuchni i spróbowałam zrobić herbatę,
jednak poprosiłam Janet o pomoc, nie umiałam tego zrobić. Podziękowałam Janet
za kubek i usiadłam w salonie. Barton gapił się w telewizor nie wiem co widział
w tym pudle ale śmieszyło mnie to. Nagle coś przełączył i na ekranie pojawiły
się zwłoki Wiecznego... Raczej to co z nich zostało. Wszyscy zamilkli i
patrzyli sie w ekran, pokazywali sceny, gdzie rozgrywała sie najgorętsza walka.
Nawet krater który wyżłobiłam własnym ciałem. Na sam widok rozbolały mnie
plecy. Wszyscy byli zszokowani. Reporterka mówiła o tajemniczym zabójcy i jego pupilku który był nieposłuszny i właściciel
go tak ukarał, nawet miała świadka. Mężczyzna mówił że był to człowiek z trzema
twarzami który na ognistych smyczach trzymał potwory i jeden sie wyrywał, wiec
tamten go zabił. Informowali że w mieście grasują demony. No to są jakieś
brednie, skąd im do głowy przyszły takie pomysły. Ale mściciele uwierzyli i
możliwe że będą szukać, tresera Wiecznych. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi.
Wszyscy podskoczyli jak oparzeni. Steve poszedł otworzyć, Barton wyłączył
wiadomości. Steve przyszedł z małą paczką.
-Saya to do ciebie.
Zdziwiłam się. Wzięłam paczuszke do rąk, była bardzo lekka. Powoli ją otwarłam, nie
było nadawcy. W środku była moja wstążka, którą nosiłam jak miałam osiem lat i
była tam moja wsuwka z lilią. Trzymałam to zdziwiona. Wyciągnęłam mały liścik.
Przeczytałam powoli.
"Witaj Saya,
tutaj masz prezenty ode mnie, zabrałem je z twojego pokoju, zanim go spaliłem.
Jak podobała się nocna walka, nie martw się będzie ich więcej, jeszcze o czasie
gdy słońce będzie dzisiaj w pełni swych sił. Mistrz Shen umierał powoli. Do
zobaczenia Saya."
Wrzasnęłam. Moje oczy zrobiły się szmaragdowe, Reka z listem
zapłonęła zielonym ogniem i doszczętnie pochłonęła list. Wściekła pobiegłam na
górę zostawiając zszokowanych przyjaciół na dole. Kagamine, jak cię dorwę to
będziesz mnie błagał o ból. Płakałam w poduszkę. Muszę się pozbierać, kolejna
walka dzisiaj w południe. Poderwałam sie na nogi i podbiegłam do szafy. Ubrałam
czerwoną bluzkę na jednym grubym ramiączku i krótkie dżinsowe spodenki.
Stwierdziłam że wygodnie mi sie walczy w tych ciuchach. Za pasek wetknęłam dwa
wachlarze. Katanie zawiesiłam na plecach. Dziś rano dopięłam do niej pas.
Sprawdziłam czy łatwo się wysuwa. Byłam gotowa. Bez słowa,tak samo jak w nocy,
wyskoczyłam z okna. Miałam na szczęście na sobie czarne trampki. Spojrzałam na
bazę mścicieli i pobiegłam truchtem przez miasto. Za pół godziny było południe.
Skręciłam w miejsce gdzie były zwłoki Wiecznego. Nagle Coś powaliło mnie na
ziemie. Moje tęczówki zwęziły sie, a oczy zrobiły szmaragdowe. Czułam jak coś
ściska mi kostki i ramiona. Czułam też wstrząsy. Wieczny pojawił sie prędzej, a
ja dałam się złapać. Ale czemu mnie, nie zabił od razu. Coś tu jest nie tak.
Podniosłam głowę. Zobaczyłam człowieka, dziwnie ubranego ale człowieka. Używał
jakiś fioletowych promieni.Po chwili na miejscu zjawili się mściciele. Thor wołał tego
człowieka, który był wyraźnie wściekły. Cała swoją moc skierował na drużynę.
Zdołałam się podnieść. Jest 12. Wieczny powinien sie pojawić. Odeszłam od tego
człowieka, to nie mój wróg, nagle na ulice wbiegł sześciometrowy pies ale z
siedmioma ogonami i dwoma pyskami, był cały czarny. Ten dziwny człowiek i mściciele
zamarli. Wszystko ucichło.
-Nie ruszajcie się, ani nic nie mówcie!
Nie wiem dlaczego to powiedziałam. Ale Wieczni są moi.
Wyciągnęłam w tej ciszy katanę. Pięknie to brzmiało. Podbiegłam kilka kroków i
z tego krótkiego rozpędu podskoczyłam na
wysokość pyska potwora. Poziomo, podczas skoku wykonałam obrót wokół własnej
osi i uderzyłam w potwora. On szybko zareagował i zrobił unik. Kątem oka
dostrzegłam że ten dziwny człowiek coś majstruje i też zaczął go atakować. Po
chwili wieczny zniknął a czarnowłosy skierował moc na mnie. W sekundzie uderzyłam
o budynek. Szybko ustawiłam nogi i odepchnęłam się. Upadłam na ziemie wyrwana z
rytmu. Kim on jest do cholery, to czarownik, zabił Wiecznego. A to moja rola,
nie powinien sie wtrącać, usłyszałam głos Thora.
-Loki, bracie skończ z tym.
-Aniby dlaczego tak jest zabawniej, a poza tym mam
przestępcę dla was, nielegalne podróżniczka w czasie.
Pokazał gestem na mnie. Byłam przerażona.
--------------------------------------------------------------
Uff cos tam naskrobałam. Dedykacja dla Insi która jest i
bedzie na mnie zła bo jestem egoistką Xd i dla Jinx/Ewy
czwartek, 1 listopada 2012
5. Drużyna i nowy wróg.
Siedziałam na łóżku. Hank podpinał mnie do tego czegoś co nazywał aparaturą. Pamiętam jak nasi wynalazcy mówili nam o maszynach, ale to jest zupełnie co innego. Po chwili odprowadził mnie do pokoju, kiedy stanęłam w drzwiach nie wierzyłam. Ten pokój wyglądał prawie identycznie, jak mój stary pokój. -Saya, sprawdziliśmy trochę książek i mam nadzieje że się udał.- Hank miał uśmiech na twarzy.
-Dziękuje jest wspaniały.
Hank zostawił mnie samą w pokoju. Otworzyłam szafę, było kilka strojów jak nosili wszyscy ludzie tutaj. Kiedy oni to przygotowali? Ale czy oni mi ufają? Przecież ich zaatakowałam. Nie powinnam tutaj zostać, ale oni chyba mi ufają i chcą żebym została, chcą rozwiązać mój problem. Postaram się żeby niczego nie zniszczyć. Usłyszałam pukanie. Do pokoju weszła dziewczyna w złoto czarnej sukience powyżej kolan i w krótkich włosach.
-Cześć jestem Janet.
-Saya.- Powiedziałam niepewnie.
-Wiem że to dziwne ale opowiedz mi o miejscu z którego pochodzisz, a tak poza tym to wszyscy chcą cię poznać ale uważaj na Starka to straszny kobieciarz.-mówiła wesołym głosem.
-Aha... dzięki.
-Rozluźnij się, pantera nam trochę powiedział o twoim ludzie, w jego wiosce są księgi z zapisami o was, co dziwne było tam też że świątynia zniknęła i znaleziono tylko gruzy. Ale wiesz co? Znajdę ci jakieś super ciuszki i pójdziesz poznać resztę.
Nie nadążałam za potokiem jej słów, była taka pełna życia i zaufania. Podała mi bluzkę niebieską na ramiączkach, ale ona za dużo odkrywa. Spróbowałam znaleźć coś lepszego. Wyciągnęłam niebieskie spodnie mówiła że to dżinsy i bluzkę, nazwała to golfem. No dobrze niech będzie. Wszystko lepsze od tych strasznie krótkich bluzek. Zeszłam na dół, Janet po kolei przedstawiała mi całą drużynę. Dużo dziwnych imion, trochę potrwa zanim je zapamiętam. Ale jakoś dawałam rade. Nie pojmowałam większości rzeczy które tu są, mogłabym nauczyć się wszystkiego tak jak języka ale wtedy poznam też wspomnienia tego człowieka a to nie jest miłe. A poza tym, mistrz Shen nie pochwala takiej nauki. Ci ludzie okazali się mili, ciesze się że zamiast mnie mówiła Janet. Może nawet się tutaj zadomowię, dopóki nie pojadę szukać mojej świątyni. A teraz będę się cieszyć, tym że ktoś chce mi zastąpić rodzinę.
&
Był już późny wieczór. Siódmy dzień od mojego pojawienia się tutaj. Janet skutecznie namówiła mnie do tych ciuchów mówiąc że wszyscy takie noszą. Poszłam się położyć spać, ciągle jakbym słyszała szmery ale pewnie mi sie wydaje. Miałam złe przeczucie. Byłam ubrana w dżinsowe krótkie spodenki i bluzkę na ramiączkach. Położyłam się, nie chciało mi się przebierać. Słyszałam chrapanie w innych pokojach. Po chwili zasnęłam. Usłyszałam głos, znam ten głos. Mistrz Shen!
"Saya WALCZ!" Obudziłam się, był środek nocy. Rozejrzałam się za mistrzem, ale nigdzie go nie bylo. Ale wiedziałam co się dzieje. Zabrałam swoją katanę i wachlarze. Które schowałam za pasek spodni. Otwarłam okno, miałam pokój na piętrze. Stanęłam na parapecie. ścisnęłam katanę w mojej ręce aż zbielały mi knykcie. Skoczyłam. Wylądowałam na latarni. Zeszłam na ulice i truchtem biegłam za przeczuciem. Pobiegłam do parku. To co tam zobaczyłam przerosło moje oczekiwania. Od pasa do głowy był to zwykły chłopak czarnowłosy, ale zamiast nóg miał ogromne czarne, odnóża kraba. Ręce zastąpiły mu ogromne szczypce. Miał ogromne kły a twarz całą w krwi. Przypatrywałam mu się z spokojem. Wyciągnęłam katanę i czekałam w pozycji bojowej. Kreatura nie poruszyła się i tylko obserwowała. Nerwowo zaciskałam pięści wokół rękojeści katany. Uspokajałam bicie serca. Nagle istota rzuciła się z ogromna prędkością. Odbiłam jej ramię. Próbowałam go trafić, ale był za szybki. Robił szybkie uniki. Skoczyłam do góry, na wysokość z 8 metrów. W powietrzu, obróciłam się poziomo do ziemi i obróciłam sie wokół własnej osi. Byłam za wolna. Potwór jednym ruchem szczypców, uderzył mnie w bok brzucha, powalając na ziemie. Chwycił mnie za kark i potrząsał jak szmacianką. Wypuściłam z rąk katanę, Dłońmi próbowałam desperacko otworzyć śmiertelny uściska. Potwór zrobił zamach i uderzył mną o ziemie, robiąc krater w chodniku. Boli. Nachylił nade mną swój łeb. Podniosłam sie i z ogromną prędkością pobiegłam po katanę. Potykałam sie trochę. Moje oczy zmieniły kolor na zielone a wokół nóg zaczął wiś sie zielony smok. Chwyciłam pewnie katanę i odwróciłam się do potwora. Trzymał jakiegoś człowieka za nogę, musiał tutaj przechodzić. Potwór odgryzł mu głowę i zaczął pożerać. Krzyknęłam przeraźliwie i rzuciłam się na kreaturę. Przebiegłam pod nią i zaczynałam odcinać jej nogi. Stwór padł na ziemie. Zaczęłam rozrywać go kataną i znęcać sie nad martwym ciałem. Byłam cała w jego i własnej krwi. Usiadłam obok tego co z niego zostało. Oddychałam ciężko i próbowałam się pozbierać. On zabił tego człowieka. Zostawiłam to coś i poszłam na plażę się umyć. Ciągle ciężko oddychałam, to jest pierwszy z wielu. One atakują bo ja tu jestem. Przysięgam że ich ochronie, ochronie przed tymi potworami. Nazwe ich :Wieczni. Gdy opłukałam sie nad wodą, wróciłam do bazy. Tam wyszorowałam się i przebrałam. Ranami nawet nie miałam siły się przejmować. Wieczni... od teraz... nie będą bezkarnie zabijać.
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Jest nocia. Dedykacja dla leniuszków co im sie nie chce pisać notek... Niech Wieczni was pożrą.
-Dziękuje jest wspaniały.
Hank zostawił mnie samą w pokoju. Otworzyłam szafę, było kilka strojów jak nosili wszyscy ludzie tutaj. Kiedy oni to przygotowali? Ale czy oni mi ufają? Przecież ich zaatakowałam. Nie powinnam tutaj zostać, ale oni chyba mi ufają i chcą żebym została, chcą rozwiązać mój problem. Postaram się żeby niczego nie zniszczyć. Usłyszałam pukanie. Do pokoju weszła dziewczyna w złoto czarnej sukience powyżej kolan i w krótkich włosach.
-Cześć jestem Janet.
-Saya.- Powiedziałam niepewnie.
-Wiem że to dziwne ale opowiedz mi o miejscu z którego pochodzisz, a tak poza tym to wszyscy chcą cię poznać ale uważaj na Starka to straszny kobieciarz.-mówiła wesołym głosem.
-Aha... dzięki.
-Rozluźnij się, pantera nam trochę powiedział o twoim ludzie, w jego wiosce są księgi z zapisami o was, co dziwne było tam też że świątynia zniknęła i znaleziono tylko gruzy. Ale wiesz co? Znajdę ci jakieś super ciuszki i pójdziesz poznać resztę.
Nie nadążałam za potokiem jej słów, była taka pełna życia i zaufania. Podała mi bluzkę niebieską na ramiączkach, ale ona za dużo odkrywa. Spróbowałam znaleźć coś lepszego. Wyciągnęłam niebieskie spodnie mówiła że to dżinsy i bluzkę, nazwała to golfem. No dobrze niech będzie. Wszystko lepsze od tych strasznie krótkich bluzek. Zeszłam na dół, Janet po kolei przedstawiała mi całą drużynę. Dużo dziwnych imion, trochę potrwa zanim je zapamiętam. Ale jakoś dawałam rade. Nie pojmowałam większości rzeczy które tu są, mogłabym nauczyć się wszystkiego tak jak języka ale wtedy poznam też wspomnienia tego człowieka a to nie jest miłe. A poza tym, mistrz Shen nie pochwala takiej nauki. Ci ludzie okazali się mili, ciesze się że zamiast mnie mówiła Janet. Może nawet się tutaj zadomowię, dopóki nie pojadę szukać mojej świątyni. A teraz będę się cieszyć, tym że ktoś chce mi zastąpić rodzinę.
&
Był już późny wieczór. Siódmy dzień od mojego pojawienia się tutaj. Janet skutecznie namówiła mnie do tych ciuchów mówiąc że wszyscy takie noszą. Poszłam się położyć spać, ciągle jakbym słyszała szmery ale pewnie mi sie wydaje. Miałam złe przeczucie. Byłam ubrana w dżinsowe krótkie spodenki i bluzkę na ramiączkach. Położyłam się, nie chciało mi się przebierać. Słyszałam chrapanie w innych pokojach. Po chwili zasnęłam. Usłyszałam głos, znam ten głos. Mistrz Shen!
"Saya WALCZ!" Obudziłam się, był środek nocy. Rozejrzałam się za mistrzem, ale nigdzie go nie bylo. Ale wiedziałam co się dzieje. Zabrałam swoją katanę i wachlarze. Które schowałam za pasek spodni. Otwarłam okno, miałam pokój na piętrze. Stanęłam na parapecie. ścisnęłam katanę w mojej ręce aż zbielały mi knykcie. Skoczyłam. Wylądowałam na latarni. Zeszłam na ulice i truchtem biegłam za przeczuciem. Pobiegłam do parku. To co tam zobaczyłam przerosło moje oczekiwania. Od pasa do głowy był to zwykły chłopak czarnowłosy, ale zamiast nóg miał ogromne czarne, odnóża kraba. Ręce zastąpiły mu ogromne szczypce. Miał ogromne kły a twarz całą w krwi. Przypatrywałam mu się z spokojem. Wyciągnęłam katanę i czekałam w pozycji bojowej. Kreatura nie poruszyła się i tylko obserwowała. Nerwowo zaciskałam pięści wokół rękojeści katany. Uspokajałam bicie serca. Nagle istota rzuciła się z ogromna prędkością. Odbiłam jej ramię. Próbowałam go trafić, ale był za szybki. Robił szybkie uniki. Skoczyłam do góry, na wysokość z 8 metrów. W powietrzu, obróciłam się poziomo do ziemi i obróciłam sie wokół własnej osi. Byłam za wolna. Potwór jednym ruchem szczypców, uderzył mnie w bok brzucha, powalając na ziemie. Chwycił mnie za kark i potrząsał jak szmacianką. Wypuściłam z rąk katanę, Dłońmi próbowałam desperacko otworzyć śmiertelny uściska. Potwór zrobił zamach i uderzył mną o ziemie, robiąc krater w chodniku. Boli. Nachylił nade mną swój łeb. Podniosłam sie i z ogromną prędkością pobiegłam po katanę. Potykałam sie trochę. Moje oczy zmieniły kolor na zielone a wokół nóg zaczął wiś sie zielony smok. Chwyciłam pewnie katanę i odwróciłam się do potwora. Trzymał jakiegoś człowieka za nogę, musiał tutaj przechodzić. Potwór odgryzł mu głowę i zaczął pożerać. Krzyknęłam przeraźliwie i rzuciłam się na kreaturę. Przebiegłam pod nią i zaczynałam odcinać jej nogi. Stwór padł na ziemie. Zaczęłam rozrywać go kataną i znęcać sie nad martwym ciałem. Byłam cała w jego i własnej krwi. Usiadłam obok tego co z niego zostało. Oddychałam ciężko i próbowałam się pozbierać. On zabił tego człowieka. Zostawiłam to coś i poszłam na plażę się umyć. Ciągle ciężko oddychałam, to jest pierwszy z wielu. One atakują bo ja tu jestem. Przysięgam że ich ochronie, ochronie przed tymi potworami. Nazwe ich :Wieczni. Gdy opłukałam sie nad wodą, wróciłam do bazy. Tam wyszorowałam się i przebrałam. Ranami nawet nie miałam siły się przejmować. Wieczni... od teraz... nie będą bezkarnie zabijać.
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Jest nocia. Dedykacja dla leniuszków co im sie nie chce pisać notek... Niech Wieczni was pożrą.
piątek, 5 października 2012
4.Co to znaczy że nie ma świątyni?
Czułam tępy ból. Głowa pulsowała niemiłosiernie. Spróbowałam otworzyć oczy. Siedziałam na metalowym krześle, ręce miałam przykute, tak jak szyje. Nie mogłam sie poruszać. Pokój był dość duży i szary. Było w nim ciemno, całe pomieszczenie oświecała jedna świeca. Siedziałam przy podłużnym białym stole, na jego końcu była moja katana, wachlarze i harmonijka. Do pomieszczenia wszedł ten człowiek w kostiumie pantery. Głowa mnie strasznie bolała, nie potrafiłam skupić wzroku. Pantera usiadł nie daleko mnie, głowa bolała nie chciało mi się grać opanowanej jak taka nie byłam. On tylko mi się przyglądał, wyciągnął swoją harmonijkę była taka sama jak moja ale, wyglądała na dużo starszą.
-Jestem T'Challa, król Wakandy. Kim ty jesteś?
Milczałam, imię daje władze. Król Wakandy? Nie wierze.
-Proszę, powiedz nam kim jesteś?
-A kogo widzisz?
-Widzę kobietę która opanowała sztukę smoka, i morderczynię.
Milczałam, ale w środku buzował gniew. Nie jestem mordercą.
-Powiedz mi kim jesteś? Zdradziłem swoje imię a ty powiedz swoje.
-Skąd znasz tę melodie?
-To nie jest odpowiedź na moje pytanie.
-Skąd ja znasz?
-Jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Powiesz mi swoje imię?
-Nie potrzebne ci, zabierz mnie do świątyni.
-Świątyni smoków.
-Tak, muszę wiedzieć czy mistrzowi nic się nie stało.
-Znam twoją świątynie, powiedz mi swoje imię?
-Saya, wychowywał mnie mistrz Shen, jestem adeptką.
-Saya mam złe wieści. Twoja świątynia nie istnieje od wielu pokoleń.
Szybko nabrałam powietrza i zaczęłam szybko oddychać, to nie jest prawda. Pantera położył mi reke na ramieniu. Szarpnęła się i zrzuciłam jego rękę.
-Nie dotykaj mnie!
Byłam załamana, wierzyłam mu bo miałam powody, chciałam płakać. Co się wydarzyło w świątyni? Do pomieszczenia wszedł jeszcze jakiś mężczyzna, z ich krótkiej wymiany zdań dowiedziałam sie że ma na imię Tony. Założyli mi inne kajdany a tamte zdjęli. Tony prowadził mnie jakimś korytarzem. A jeśli świątynia upadła tylko dlatego że rzuciłam się na tego kolesia? Wokół moich stóp zaczął plątać sie smok a moje oczy zmieniły sie na szmaragdowe z źrenicą smoka. Przy ustach poczułam ciepło ognia. To wszystko moja wina! Ręce mi zapłonęły rozerwałam kajdany, Tony chciał mnie powstrzymać. Ale ja tylko osunęłam sie na kolana, i cicho szlochałam. Ciągle powtarzałam " to wszystko moja wina" jakby to miało pomóc. Poczułam sie słabo używanie sztuki jest ciężkie. Po chwili osłabiona całkowicie osunęłam sie na podłogę i zemdlałam. Poczułam się jakbym wpadała w próżnie. Obudziłam się zakuta w kajdany niewolników, miałam powbijane igły w całe ciało i z nich spływała krew. Widziałam człowieka przed sobą.
-Saya, zawrzemy umowę. Wypuszczę ciebie i potwory które stworzyliśmy a ty masz je powstrzymać, chce wiedzieć czy jesteś potężna. Nagle coś mną szarpnęło, znów wpadłam w pustkę i obudziłam się na łóżku. Pokój oświecały świeczki, obok mnie siedział T'Challa a bardziej z boku jakiś blondyn.
-Saya, To jest Hank. Jak poczujesz się lepiej powiedz nam co ci się stało?
Czułam sie na tyle jawnie że im powiedziałam o świątyni i o ataku a potem jak sie tutaj znalazłam. Wysłuchali tego i Hank z zdziwioną mina patrzył na mnie.
-Z tego co mówisz, zostałaś przeniesiona w czasie, to niesamowite.
Nie widziałam w tym nic niesamowitego jestem w przyszłości i nic stąd nie rozumiem, a mistrz został zabity tak samo jak siostry. Jestem przerażona. Po chwili do pokoju wleciała dziewczyna, maleńka jak owad w złoto czarnej krótkiej sukience. Powiększyła się i uściskała Hanka. Poznałam w niej osę, czyli one przeżyły.
Odezwał sie pantera
-Saya, czy możemy ci zaufać?
-Przysięgam na Cesarza że możecie.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
Udało mi sie coś nabazgrać, Ci co to czytaja. Komentarze mile widziane. Dedykacja dla Insi jedynej chyba co to czyta
-Jestem T'Challa, król Wakandy. Kim ty jesteś?
Milczałam, imię daje władze. Król Wakandy? Nie wierze.
-Proszę, powiedz nam kim jesteś?
-A kogo widzisz?
-Widzę kobietę która opanowała sztukę smoka, i morderczynię.
Milczałam, ale w środku buzował gniew. Nie jestem mordercą.
-Powiedz mi kim jesteś? Zdradziłem swoje imię a ty powiedz swoje.
-Skąd znasz tę melodie?
-To nie jest odpowiedź na moje pytanie.
-Skąd ja znasz?
-Jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Powiesz mi swoje imię?
-Nie potrzebne ci, zabierz mnie do świątyni.
-Świątyni smoków.
-Tak, muszę wiedzieć czy mistrzowi nic się nie stało.
-Znam twoją świątynie, powiedz mi swoje imię?
-Saya, wychowywał mnie mistrz Shen, jestem adeptką.
-Saya mam złe wieści. Twoja świątynia nie istnieje od wielu pokoleń.
Szybko nabrałam powietrza i zaczęłam szybko oddychać, to nie jest prawda. Pantera położył mi reke na ramieniu. Szarpnęła się i zrzuciłam jego rękę.
-Nie dotykaj mnie!
Byłam załamana, wierzyłam mu bo miałam powody, chciałam płakać. Co się wydarzyło w świątyni? Do pomieszczenia wszedł jeszcze jakiś mężczyzna, z ich krótkiej wymiany zdań dowiedziałam sie że ma na imię Tony. Założyli mi inne kajdany a tamte zdjęli. Tony prowadził mnie jakimś korytarzem. A jeśli świątynia upadła tylko dlatego że rzuciłam się na tego kolesia? Wokół moich stóp zaczął plątać sie smok a moje oczy zmieniły sie na szmaragdowe z źrenicą smoka. Przy ustach poczułam ciepło ognia. To wszystko moja wina! Ręce mi zapłonęły rozerwałam kajdany, Tony chciał mnie powstrzymać. Ale ja tylko osunęłam sie na kolana, i cicho szlochałam. Ciągle powtarzałam " to wszystko moja wina" jakby to miało pomóc. Poczułam sie słabo używanie sztuki jest ciężkie. Po chwili osłabiona całkowicie osunęłam sie na podłogę i zemdlałam. Poczułam się jakbym wpadała w próżnie. Obudziłam się zakuta w kajdany niewolników, miałam powbijane igły w całe ciało i z nich spływała krew. Widziałam człowieka przed sobą.
-Saya, zawrzemy umowę. Wypuszczę ciebie i potwory które stworzyliśmy a ty masz je powstrzymać, chce wiedzieć czy jesteś potężna. Nagle coś mną szarpnęło, znów wpadłam w pustkę i obudziłam się na łóżku. Pokój oświecały świeczki, obok mnie siedział T'Challa a bardziej z boku jakiś blondyn.
-Saya, To jest Hank. Jak poczujesz się lepiej powiedz nam co ci się stało?
Czułam sie na tyle jawnie że im powiedziałam o świątyni i o ataku a potem jak sie tutaj znalazłam. Wysłuchali tego i Hank z zdziwioną mina patrzył na mnie.
-Z tego co mówisz, zostałaś przeniesiona w czasie, to niesamowite.
Nie widziałam w tym nic niesamowitego jestem w przyszłości i nic stąd nie rozumiem, a mistrz został zabity tak samo jak siostry. Jestem przerażona. Po chwili do pokoju wleciała dziewczyna, maleńka jak owad w złoto czarnej krótkiej sukience. Powiększyła się i uściskała Hanka. Poznałam w niej osę, czyli one przeżyły.
Odezwał sie pantera
-Saya, czy możemy ci zaufać?
-Przysięgam na Cesarza że możecie.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
Udało mi sie coś nabazgrać, Ci co to czytaja. Komentarze mile widziane. Dedykacja dla Insi jedynej chyba co to czyta
sobota, 22 września 2012
2.Gdzie jestem?
Rozejrzałam się dokoła, wszędzie były ogromne stalowe budynki. Pojazdy jeździły bez koni, wszędzie błyskały jakieś tablice, nic z tego nie rozumiałam. Co to za litery? Gdzie jestem? Wstałam, moje ubranie było szare i troche miejscami pokrwawione, moje białe szmaciane buty sie nie nadawy do użytku ale ich nie zdejmę. Podniosłam z ziemi moja katane, sprawdziłam. Wachlarze są, katana jest, czucie w nogach i rękach jest. Poszłam przed siebie, nagle jeden z tych pojazdów zatrzymał sie tuż przede mną i piskiem, wystraszyłam się. Człowiek wyskoczył z stalowej machiny i krzyczał na mnie, nic nie rozumiałam. Unosił pięści. Wyciągnęłam katanę i szybko wbiłam mu ja w klatkę piersiową. poruszyłam ostrzem w jego ciele aż mężczyzna padł martwy na ziemie zalewając sie krwią. Ludzie uciekli przerażeni, ale to nie moja wina on mi groził. Chciała im to powiedzieć, ale uciekli. Musiałam jakoś sie nauczyć ich języka. Odsunęłam sie od ciała mężczyzny. Zobaczyłam że mam przy sobie te harmonijkę co dali nam w świątyni, mistrz miał kiedyś taka samą i ał nam melodie. Usłyszałam z tyłu czyjś głos. Odwróciłam się, byli tam ludzie dziwnie ubrani, jeden z metalowym hełmem na twarzy i czerwono czarnym stroju podszedł do mnie i powiedział coś, nic nie zrozumiałam, ale wiem jak sie nauczyć ich języka. Mistrz by mnie udusił za to bo uważa to za nie honorowe ale nie mam czasu. Chwyciłam kolesia za szyje i podniosłam do góry. Mnie i jego otoczyła zielona mgiełka, mężczyzna szarpał sie ale ja jeszcze nie skończyłam, kiedy tylko pojęłam ich język puściłam go. Upadł na ziemie, a ja oberwałam strzała od kolesia w różowym stroju. Wyrwałam ja z mojego ramienia, zaraz cały rękaw miałam w krwi. Odwróciłam sie zaczęli atakować, najpierw podbiegł ogromny zielony człowiek, mogłam jeszcze wyssać z człowieka jakieś informacje na temat tego świata a nie tylko jezyk. Podskoczyłam wysokości do 3 metrów to nie dla mnie wyzwanie. Skoczyłam ponad zielonego, uderzyłam pięsciami w strategiczne miejsca na plecach i szyji.Olbrzym zachwiał sie i upadł, inni tez atakowali, ale jeden z nich ubrany jakby za panterę przyglądał się mi i powiedział do innych ze sam mnie załatwi. Aha juz to widzę,przygotowałam katanę i przyjęłam pozycje bojową. Nie miałam humoru wiec pierwsza zaatakowałam. Uderzyłam z gracja i wdziękiem, on zrobił unik. Dobry był ale skądś znałam ten rodzaj walki, przypominał nasz ale był zmieniony na zachodni . Ale u nas były tylko kobiety z Wakandy. Nie miałam czasy na przemyślenia uderzyłam szybko, wokół moich stóp zaczęła wirować szmaragdowa dusza smoka, z ręki strzeliłam ogniem powalając przeciwnika. Zajęłam sie resztą, tylko z jakimś od piorónów musiałam sie wysilić ale skończyłam, ale nie pokonałam ich tylko ogłuszyłam. Miałam czas na ucieczkę. Nagle usłyszałam muzyke, nie zwykłą, dobrze znaną mi melodie. To była melodia która mistrz Shen zawsze nam grał. Odwróciłam sie w stronę muzyki. Zobaczyłam tę panterę miał podobną harmonijkę do mojej, grał te samą melodie. Odwróciłam się i patrzyłam jak zaklęta, niestety to był błąd. Ktoś mocno uderzył mnie w tył głowy i upadłam nieprzytomna.
niedziela, 9 września 2012
1. Udoskonalenie.
Przebrałam się w lnianą biała piżamę, zabrałam koc i poduszkę i położyłam się na macie. Szybko zasnęłam. Śniło mi sie odległe miejsca, całkowicie inne kraje. Opowiadał mi o nich mistrz to ludzie mieszańcy, widziałam ich jak latali na skrzydłach, mieli szczypce. Pół ludzie, pół owady. Potężne rasy całe miasta. Obudziłam się o świcie, pierwsze promienie słońca, wpadały do mojego pokoju przez małe okienko. Wstałam i ubrałam sie w białą jedwabną koszule i białe lniane spodnie, koszule związałam białym pasem. Przypięłam do niego dwa wachlarze. Zabrałam katanę i poszłam na plac treningowy. Spotkałam mistrza, pokłoniłam mu się. Mistrz Shen odpowiedział uśmiechem. -Saya, mamy gości, to przybysze z dalekich krain na północy i wschodzie. Opowiadałem ci o nich, przyjechała jedna osa i jeden z ważców. Zobaczyła zbliżającą się do nas kobiete, była blado-szara. Miała brązowe włosy średniej długości do barków, jej złoto czarna suknia za kostki była z delikatnych tkanin, chodziła z gracją i wdziękiem. To była ta osa, niestety nie zamieniłam z nią słowa ponieważ musiałam iść na trening. Pobiegłam szybko, idealnie zdążyłam. Stanęłam na placu treningowym, przede mna stanęła moja znajoma Yuki. Mierzyłyśmy sie wzrokiem, pierwsza zaatakowałam. Uwolniłam w sobie smoka, podbiegłam z nadnaturalna prędkością. Moje oczy zmieniły barwe na zieloną. Yuki odwdzięczyła sie tym samym, tańczyłyśmy w zabójczym tańcu przez parę minut wymieniając szybkie i zdecydowane ciosy. Po chwili coś zaczęła się ze mną dziać. Wokoło moich nóg zaczęła wić sie dusza smoka o szmaragdowym kolorze. Wyglądem przypominał węża ale z łapami i ogromnymi kłami. Odruchowo wyciągnęłam przed siebie otwarta dłoń. Zapłonęła zielonym ogniem, strzeliłam w Yuki. Wokół jej stóp kręcił sie czerwony smok, zaczęłyśmy ostrzał razem z walką na katany. Po dłuższym czasie wytrąciła mi katanę z ręki. Szybko odczepiłam wachlarz i rozwinęłam go, odrzuciłam go od siebie. Wachlarz mienił sie srebrem w powietrzy, minął o centymetry twarz Yuki i ściął jej kosmyk włosów i wbił sie do najbliższego drzewa. Yuki zadała mi cios kataną w krtań. Wszystko zamarło, czułam chłodnę ostrze przy szyi. Obie patrzyłyśmy z wyczekiwaniem na mistrza. W końcu rozległ się jego donośny głos-Wygrała Yuki. Przyjaciółka szybko cofnęła katanę i pomogła mi wstać. Zabrałam swoje ostrze i schowałam, potem 10 minut mocowałam się z wachlarzem. Kiedy go wyciągnęłam, stawiłam się na głównym placu z spóźnieniem, mistrz potajemnie podał mi małą harmonijkę i szepnął- rozdawali jak cię nie było. Szybko pobiegłam do szeregu. Wyjaśniali to co zawsze, chwalili za postępy. Wyłączyłam się na chwile, co sie stało? Musiałam odkryć wyższy poziom magi smoków. Dopiero po chwili zobaczyłam że przyjaciółki są w pozycji bojowe. Coś ominęłam? Spojrzałam tam gdzie reszta. Był tam człowiek i jakby jego wojownicy, ale jacyś inni. Nie mieli mieczy, a ich zbroje nie były z metalu. Zauważyłam że ich przywódcą był człowiek ubrany w biel, blondyn wysoki. Wyciągnęli stalowe, dziwnie zakrzywione kije. Usłyszałam głosny huk i Yuki padła na ziemie zakrwawiona, jej brzuch miał dziurę była przestrzelona. To wina tej broni. Pomszczę przyjaciółkę. Wyciągnęła katanę i pobiegła w stronę nieznajomego z dzikim krzykiem na ustach, on tylko uniósł dłoń i poraził mnie czymś. Padłam na kolana, widziałam jego uśmiech, mówił w nieznanym mi języku. Dwóch jego wojowników zabrali mnie, widziałam jak reszta za pomocą swojej broni morduje reszte, cała świątynia lata ćwiczeń tonie w krwi. Człowiek który temu przewodniczył przemówił w moim języku.-Witaj Saya, zabiorę cie w nieznane ci krainy. Wyciągnął urządzenie, jego ludzie zebrali sie w miejscu. Ujrzałam światło, a potem straciłam przytomność, ale nie z bólu tylko z słabości. Obudziłam sie w mieście jak z moich snów, zobaczyłam rany na moim ciele, zbyt precyzyjne i płytkie jak na walke i mnóstwo dziur jak po igłach, na rękach miałam odciśnięte kajdany. Byłam przerażona, nic nie pamiętam, tylko mój dom, ale nie pamiętam kto mnie zabrała i gdzie.
niedziela, 26 sierpnia 2012
Prolog.
-Hoka no taido!! Banpu!!
Wykonałyśmy polecenie, nie trzeba było żadnych powtórzeń. Postawa druga, uderzenie. Trening trwał jeszcze 5 godzin, syłszałyśmy tylko rozkazy, wykonywałyśmy jak jedna osoba. Po treningu, wszystkie rozeszłyśmy się do swoich pokoju, ale ja przebrałam sie w kimono i wybrałam się do głównej świątyni. Musiałam pomedytować, w ostatniej chwili zabrałam swoją katanę. Powoli wkradłam sie do świątyni. Uklękłam na macie i usiadłam na piętach, zamknęłam oczy i powoli oddychałam, zagłębiłam sie w swoim umyśle. Widziałam nie zrozumiałe obrazy, pojazdy jeździły bez koni, ludzie byli jakoś dziwnie ubrani, a na budynkach migały obrazy. Nic z tego nie rozumiałam. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, odwróciłam się i zobaczyłam mojego mistrza. Padłam na twarz, błagałam o przebaczenie za moje naganne zachowanie. Mistrz Shen tylko sie zaśmiał.- Wstań moje dziecko, robisz tak od wielu lat, masz już 21 lat a i tak co noc wkradasz się tutaj żeby pomedytować. Uniosłam głowe i spojrzałam w jego rozbawione oczy, miał długie czarne włosy spiete w kucyk, miał tez wąsy jak u suma. Był ubrany w swoje czerwone kimono z złotym smokiem.Wstałam i pokłoniłam mu się. -Saya, coś cie dręczy, chodź ze mną i mi opowiedz. Wyszliśmy z świątyni, zabrałam ze sobą katanę, szliśmy przez rajski ogród, mistrz wychował mnie od dziecka, imie jakie mi dał jest od mistrzyni, więc doznałam wielkiego zaszczytu nosząc imie Saya. Zobaczyłam w ogrodzie ciemno skóra kobiete.
-Mistrzu, kim one są?
-To bardzo odległy lud, są to kobiet z Wakandy. Ale nie to cie otatnio rozprasza?
-Podczas medytacji widze niezrozumiale obrazy, a na dodatek udało mi się obudzić w sobie smoka.
-Saya, obudzenie smoka jest wielkim osiągniecięm ale musisz nad tym zapanować, co do twoich wizji nie potrafie ci nic poradzić. Ale mam pytanie, jak wyglada twoja zmiana w smoka?
-Tylko oczy robią mi sie zielone i zrenice jak u smoka, wtedy poruszam się szybciej.
-Saya, opuszcze cie teraz ale przespaceruj się, mamy wyjatkowo piękną noc.
Uśmiechnęłam się i poszłam w strone naszego małego jeziorka. Zobaczyłam swoje odbicie, moje zwykle długie do bioder czarne włosy, były teraz spięte w kok i przebita wielkimi szpilami (nie wiem jak sie to nazywa), miałam na sobie zielone kimono z motywem roślinnym. Przyjrzałam sie swojej twarzy, chuda blada i szare oczy. Wyciągnęłam moja katanę, jej ostrze mieniło sie kolorem zielonym, błękitnym i przebłyskiwało srebrem. Schowałam ja w prostym szmaragdowym pokrowcu. Poszłam do swojego pokoju, minęłam pokoje innych dziewczyn, większość odkryła w sobie smoka. Byłyśmy klanem, wielką rodziną. Jesteśmy wojowniczkami, walczymy dla cesarza Japoni.
Wykonałyśmy polecenie, nie trzeba było żadnych powtórzeń. Postawa druga, uderzenie. Trening trwał jeszcze 5 godzin, syłszałyśmy tylko rozkazy, wykonywałyśmy jak jedna osoba. Po treningu, wszystkie rozeszłyśmy się do swoich pokoju, ale ja przebrałam sie w kimono i wybrałam się do głównej świątyni. Musiałam pomedytować, w ostatniej chwili zabrałam swoją katanę. Powoli wkradłam sie do świątyni. Uklękłam na macie i usiadłam na piętach, zamknęłam oczy i powoli oddychałam, zagłębiłam sie w swoim umyśle. Widziałam nie zrozumiałe obrazy, pojazdy jeździły bez koni, ludzie byli jakoś dziwnie ubrani, a na budynkach migały obrazy. Nic z tego nie rozumiałam. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, odwróciłam się i zobaczyłam mojego mistrza. Padłam na twarz, błagałam o przebaczenie za moje naganne zachowanie. Mistrz Shen tylko sie zaśmiał.- Wstań moje dziecko, robisz tak od wielu lat, masz już 21 lat a i tak co noc wkradasz się tutaj żeby pomedytować. Uniosłam głowe i spojrzałam w jego rozbawione oczy, miał długie czarne włosy spiete w kucyk, miał tez wąsy jak u suma. Był ubrany w swoje czerwone kimono z złotym smokiem.Wstałam i pokłoniłam mu się. -Saya, coś cie dręczy, chodź ze mną i mi opowiedz. Wyszliśmy z świątyni, zabrałam ze sobą katanę, szliśmy przez rajski ogród, mistrz wychował mnie od dziecka, imie jakie mi dał jest od mistrzyni, więc doznałam wielkiego zaszczytu nosząc imie Saya. Zobaczyłam w ogrodzie ciemno skóra kobiete.
-Mistrzu, kim one są?
-To bardzo odległy lud, są to kobiet z Wakandy. Ale nie to cie otatnio rozprasza?
-Podczas medytacji widze niezrozumiale obrazy, a na dodatek udało mi się obudzić w sobie smoka.
-Saya, obudzenie smoka jest wielkim osiągniecięm ale musisz nad tym zapanować, co do twoich wizji nie potrafie ci nic poradzić. Ale mam pytanie, jak wyglada twoja zmiana w smoka?
-Tylko oczy robią mi sie zielone i zrenice jak u smoka, wtedy poruszam się szybciej.
-Saya, opuszcze cie teraz ale przespaceruj się, mamy wyjatkowo piękną noc.
Uśmiechnęłam się i poszłam w strone naszego małego jeziorka. Zobaczyłam swoje odbicie, moje zwykle długie do bioder czarne włosy, były teraz spięte w kok i przebita wielkimi szpilami (nie wiem jak sie to nazywa), miałam na sobie zielone kimono z motywem roślinnym. Przyjrzałam sie swojej twarzy, chuda blada i szare oczy. Wyciągnęłam moja katanę, jej ostrze mieniło sie kolorem zielonym, błękitnym i przebłyskiwało srebrem. Schowałam ja w prostym szmaragdowym pokrowcu. Poszłam do swojego pokoju, minęłam pokoje innych dziewczyn, większość odkryła w sobie smoka. Byłyśmy klanem, wielką rodziną. Jesteśmy wojowniczkami, walczymy dla cesarza Japoni.
Subskrybuj:
Posty (Atom)