Czułam tępy ból. Głowa pulsowała niemiłosiernie. Spróbowałam otworzyć oczy. Siedziałam na metalowym krześle, ręce miałam przykute, tak jak szyje. Nie mogłam sie poruszać. Pokój był dość duży i szary. Było w nim ciemno, całe pomieszczenie oświecała jedna świeca. Siedziałam przy podłużnym białym stole, na jego końcu była moja katana, wachlarze i harmonijka. Do pomieszczenia wszedł ten człowiek w kostiumie pantery. Głowa mnie strasznie bolała, nie potrafiłam skupić wzroku. Pantera usiadł nie daleko mnie, głowa bolała nie chciało mi się grać opanowanej jak taka nie byłam. On tylko mi się przyglądał, wyciągnął swoją harmonijkę była taka sama jak moja ale, wyglądała na dużo starszą.
-Jestem T'Challa, król Wakandy. Kim ty jesteś?
Milczałam, imię daje władze. Król Wakandy? Nie wierze.
-Proszę, powiedz nam kim jesteś?
-A kogo widzisz?
-Widzę kobietę która opanowała sztukę smoka, i morderczynię.
Milczałam, ale w środku buzował gniew. Nie jestem mordercą.
-Powiedz mi kim jesteś? Zdradziłem swoje imię a ty powiedz swoje.
-Skąd znasz tę melodie?
-To nie jest odpowiedź na moje pytanie.
-Skąd ja znasz?
-Jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Powiesz mi swoje imię?
-Nie potrzebne ci, zabierz mnie do świątyni.
-Świątyni smoków.
-Tak, muszę wiedzieć czy mistrzowi nic się nie stało.
-Znam twoją świątynie, powiedz mi swoje imię?
-Saya, wychowywał mnie mistrz Shen, jestem adeptką.
-Saya mam złe wieści. Twoja świątynia nie istnieje od wielu pokoleń.
Szybko nabrałam powietrza i zaczęłam szybko oddychać, to nie jest prawda. Pantera położył mi reke na ramieniu. Szarpnęła się i zrzuciłam jego rękę.
-Nie dotykaj mnie!
Byłam załamana, wierzyłam mu bo miałam powody, chciałam płakać. Co się wydarzyło w świątyni? Do pomieszczenia wszedł jeszcze jakiś mężczyzna, z ich krótkiej wymiany zdań dowiedziałam sie że ma na imię Tony. Założyli mi inne kajdany a tamte zdjęli. Tony prowadził mnie jakimś korytarzem. A jeśli świątynia upadła tylko dlatego że rzuciłam się na tego kolesia? Wokół moich stóp zaczął plątać sie smok a moje oczy zmieniły sie na szmaragdowe z źrenicą smoka. Przy ustach poczułam ciepło ognia. To wszystko moja wina! Ręce mi zapłonęły rozerwałam kajdany, Tony chciał mnie powstrzymać. Ale ja tylko osunęłam sie na kolana, i cicho szlochałam. Ciągle powtarzałam " to wszystko moja wina" jakby to miało pomóc. Poczułam sie słabo używanie sztuki jest ciężkie. Po chwili osłabiona całkowicie osunęłam sie na podłogę i zemdlałam. Poczułam się jakbym wpadała w próżnie. Obudziłam się zakuta w kajdany niewolników, miałam powbijane igły w całe ciało i z nich spływała krew. Widziałam człowieka przed sobą.
-Saya, zawrzemy umowę. Wypuszczę ciebie i potwory które stworzyliśmy a ty masz je powstrzymać, chce wiedzieć czy jesteś potężna. Nagle coś mną szarpnęło, znów wpadłam w pustkę i obudziłam się na łóżku. Pokój oświecały świeczki, obok mnie siedział T'Challa a bardziej z boku jakiś blondyn.
-Saya, To jest Hank. Jak poczujesz się lepiej powiedz nam co ci się stało?
Czułam sie na tyle jawnie że im powiedziałam o świątyni i o ataku a potem jak sie tutaj znalazłam. Wysłuchali tego i Hank z zdziwioną mina patrzył na mnie.
-Z tego co mówisz, zostałaś przeniesiona w czasie, to niesamowite.
Nie widziałam w tym nic niesamowitego jestem w przyszłości i nic stąd nie rozumiem, a mistrz został zabity tak samo jak siostry. Jestem przerażona. Po chwili do pokoju wleciała dziewczyna, maleńka jak owad w złoto czarnej krótkiej sukience. Powiększyła się i uściskała Hanka. Poznałam w niej osę, czyli one przeżyły.
Odezwał sie pantera
-Saya, czy możemy ci zaufać?
-Przysięgam na Cesarza że możecie.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
Udało mi sie coś nabazgrać, Ci co to czytaja. Komentarze mile widziane. Dedykacja dla Insi jedynej chyba co to czyta
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz