czwartek, 27 czerwca 2013

14. "To dla twojego dobra"

Ręce delikatnie mi dygotały. Nie wiem o co chodzi. Usłyszałam tylko głos Loki'ego  że mam już iść. Nikt nie wie że jestem kobietą, dale kryję się z tym co uchodzi tu za słabość. Słyszę tylko od maga że asgardianie lubią efektywne walki, żebym dała pokaz. Nie boje się, ale jednak coś we mnie drży. Mocno ściskam rękojeść katany. Ktoś zaczął mnie prowadzić na areną. Wielki owal pokryty piaskiem, mocno oświetlony słońcem. Trybuny są pełne ludzi. Pewnie to jedna z wielu rozrywek tutaj. Walki niewolników. Myśl jak impuls przebiegła mi przez głowę. Spojrzałam na przeciwnika. Wysoki łysy mężczyzna. Mocno umięśniony. Miał na sobie tylko spodnie, buty, a w ręce trzymał długi miecz. Widziałam grymas na jego twarzy.Odpięłam klamrę z płaszcza. Płynnym ruchem zrzuciłam z siebie pelerynę. Poczułam lekkie szarpnięcie. Na ziemi leżała moja klamra do włosów. Czarne kosmyki zafalowały przy moim ciele. Przeciwnik roześmiał się drwiąco.Usłyszałam jego gruby, gardłowy głos:
-Kobieta? Uważacie mnie za aż tak słabego?! By dać mi do walki babsztyla? -zwrócił się do mnie-Powinnaś siedzieć w domu, sprzątać i rodzić dzieci!-Warknął bezczelnie, wzbudzając salwę śmiechu wśród tłumu.
Spojrzałam na niego spokojnie.
-Więc uważasz mnie za nikogo?-Powiedziałam cicho-A będziesz mieć odwagę się ze mną zmierzyć?
Nie otrzymałam odpowiedzi, tylko wredny chichot. Katanę trzymałam w pokrowcu. Mężczyzna nawet nie chciał podejść, dalej drwił z niewybrednym słownictwem. Poczułam w sobie smoka.. Zaczęłam lepiej i ostrzej widzieć. Zaczęłam biec w stronę mężczyzny. Nogi wyciągałam daleko przed siebie. Już w kilku sekundach byłam przy wojowniku. Nie wyciągając katany z pochwy (Proszę bez żadnych skojarzeń dziękuje) uderzyłam go w plecy. On zachwiał się zrobił jeden krok do przodu. Spojrzał na mnie z furią w oczach. Odskoczyłam lekko bez słowa. Miecz świsnął obok mojej głowy. Człowiek zaczął wściekle ciąć ostrzem. Nie zasługiwał na szacunek, nie wyciągałam własnego ostrza. Podskoczyłam  i wyprostowana noga kopnęłam go w twarz.Pół przeźroczysty zielony smok wirował  wokół moich nóg. Wojownik upadł na ziemie. Musze go zabić, jak tłumaczył mi Loki. Powoli podnosił się. Postanowiłam go spalić. Szmaragdowe płomienie zatliły się przy moich ustach i na lewej dłoni. Mężczyzna patrzył przerażony na mnie. Miałam surowy wyraz twarzy. Przymknęłam oczy, skierowałam na niego rękę. Usłyszałam tylko krzyk i cisza. tłum zamarł. Spojrzałam na zwęglone ciało. Dziwnie się  czuje. Skierowałam się do miejsca skąd przyszłam. Ludzie wiwatowali. Czuje się jeszcze gorzej. Widzę dzieci szczęśliwe na trybunach. Kręci mi się w głowie. Loki stoi przy wejściu. Upadam na ziemie. Loki biegnie do mnie. Wszystko cichnie i ciemnieje.